poniedziałek, 8 sierpnia 2011

ECHHH....

Czy to wpływ hormonów, pogody, czy nie wiadomo czego jeszcze? Chyba wszystko naraz:( Ostatnimi dniami, jakoś wszystko mnie przygnębia, tu problemy, tam problemy, jeszcze nie dawno pisałam posta na ten temat, że wszystko zmierza ku dobremu a dziś? A dziś znów jakaś melancholia. Staram się cieszyć z małych rzeczy, dostrzegać dobrą stronę złych zdarzeń, tylko czasami nie daję rady i łzy mi kapią z oczu. Z Polski po urlopie przywiozłam tyle "skarbów": stare książki, nowe książki, kanwy do wyszywania... i wszystko "leży". Myślałam, że z powodu kilku długich tygodni wolnego, będę mieć czas, żeby się tym wszystkim nacieszyć. Niestety 4 tygodnie już za mną, a żadne książki nie tknięte- chyba, że kucharska, kanwa na tamborku czeka na rozpoczęcie wyszywania a ja nie mam ani chęci ani siły. Przygnębiają mnie problemy finansowe, czasami takie, że nie da się o nich nikomu opowiedzieć. I ja i mąż (chodź nigdy nic nie mówi, nie narzeka) jesteśmy nimi zmęczeni i chodź widać ich bliski koniec, to jednak takie problemy skutecznie potrafią zepsuć najlepszy humor, najszczersze chęci nie przejmowania się daną sytuacją. Każdy ma problemy, jedni małe, drudzy duże.. jestem cholernie mocną, ale i wrażliwą osobą, dostałam od życie wiele kopniaków, chodź mam tylko 26 lat. Na swoim garnuszku jestem od wieku, gdy skończyłam 18 lat i musiałam wyjechać obcego kraju, do ludzi, których na oczy nie widziałam, pracować za marne pieniądze i pomagać rodzinie, bo w domu nie było chleba, bo życie mnie do tego zmusiło. Po drodze było tyle dolin i kanionów, ile jest na mapie świata. Z każdego dołu trzeba było wychodzić samodzielnie i  chodź  w gardle ściskało, to głos nie mógł zadrżeć. Babcia mi powtarzała zawsze, Pan Bóg daje ci tyle Krzyży, ile jesteś w stanie unieść.  Ktoś powie, nie masz zdrowia, nie masz nic- TO JEST PRAWDA. A jak łatasz każdą dziurę  i boisz się i zastanawiasz się ile jeszcze, to ci zdrowie szlag trafi. Ile jesteśmy w  stanie unieść? Zwątpić, to najgorsze co można zrobić. Gdyby nie MB Częstochowska, której szczególnie poświęcony jest ten miesiąc, której ufam bezgranicznie, u której wymodliłam najwspanialszego męża pod słońcem, uprosiłam dar macierzyństwa i gdyby nie mój mąż, którego kocham jak nikogo na świecie,  który jest  moją Opoką, moją Siłą, moim Wszystkim, nie raz nie dała bym rady. Bez jego KOCHAM CIĘ ( a mówimy to do siebie codziennie po dziesiątki razy i ciągle nie mamy dość), bez jego bycia,  bez niego, nie jestem sobą.. Smutny ten post, ale chodź tu się mogę pożalić, bo nigdy nie mówię o swych problemach nikomu.

1 komentarz: